wtorek, 12 października 2010

Rację ma kałasznikow. Analiza filmu "Ziemia niczyja" Denisa Tanovicia.

Film Ziemia niczyja światową premierę miał w maju 2001. Reżyserem i jednocześnie autorem scenariusza i muzyki jest Denis Tanović. Nakręcony przez niego obraz przedstawiający wojnę w Bośni i Harcegowinie w latach 90-tych, przebił się do świadomości opinii międzynarodowej głównie dzięki prestiżowym nagrodom jakie otrzymał, w tym Oskara i Złoty Glob za najlepszy film zagraniczny w 2002 r. Międzynarodowy sukces stał się udziałem bośniackiego reżysera, który postawił pierwszy krok na płaszczyźnie filmu fabularnego. Tanović zajmował się do tego czasu głównie robieniem filmów dokumentalnych, z materiałów pochodzących w większości z frontu wojny domowej, która wybuchła w Bośni i Harcegowinie w 1992 r.

Ziemia niczyja ma być w zamyśle reżysera swego rodzaju metaforą wojny na Bałkanach, która w mikroskali pokazuje każdą ze stron konfliktu. Prześledźmy w jaki sposób Tanović charakteryzuje poszczególnych bohaterów.

Czekając na…
Film przez swą konstrukcję zbliża się do schematu dramatu teatralnego. Mamy tu do czynienia ze swoistym prologiem, który zgodnie z antycznymi zasadami jest pierwszą sceną, będącą zapowiedzią wydarzeń. Bohaterowie wychodzą do nas z mgły, a przed nasze oczy wyprowadza ich przewodnik. Dając im znak do zatrzymania się, jednocześnie wydaje się nas witać. Gdy jeden z bohaterów z lekką irytacją narzeka, że pewnie sam przewodnik nie wie gdzie się aktualnie znajdują i padają słowa przynajmniej nie podprowadził nas do wroga, obserwujemy twarz przewodnika, który z niepewnością i lękiem patrzy w mgłę przed nimi, zdając się zapowiadać to co zdarzy się nazajutrz.

Pozostała część wydarzeń jest spięta klamrą, która funkcjonuje w filmie jako zbitka dwóch następujących po sobie ujęć połączonych miękkim montażem. Otwarcie stanowi ujęcie z góry, z kamery ustawionej prostopadle do gruntu, obejmujące grupkę śpiących bośniackich posiłków spowitych mgłą. Poprzez wykorzystanie efektu przenikania płynnie przechodzimy do ujęcia równoległego z ziemią, ukazującego horyzont i rysujący się na nim wschód słońca. Akcję zamyka ta sama zbitka montażowa, osadzona jakby na przeciwnym biegunie. Najpierw mamy w ten sam sposób nakręcony zachód słońca, następnie poprzez przenikanie przechodzi w ujęcie bośniackiego bohatera leżącego w okopie na minie, z kamery ustawionej pod pełnym kontem do podłoża. W okowach tej klamry sytuuje się właściwa akcja.

Treść filmu również ma powiązania teatralne ponieważ bohaterowie po zawiązaniu akcji czekają na coś co ma nadejść, ale nie nadchodzi, co przywodzi na myśl bohaterów dramatu Samuela Becketta Czekając na Godota. Od tego porównania nie stroni sam autor, o czym wspomina w jednym z wywiadów [1]. Według niego sytuacja beckettowskich bohaterów oddaje doskonale położenie mieszkańców Bośni i Harcegowiny. Najbardziej dobitnie obrazuje to ostatnia scena filmu, kiedy Tsera leżąc na minie, która wybuchnie gdy tylko się poruszy, pozostawiony jest sam, czekając na… nieuchronną śmierć. Mamy tu do czynienia z kluczowym dla całego filmu punktem widzenia. Na odbezpieczonej minie reprezentując Bośnię i Harcegowinę, leży Bośniak, który towarzysząc nam po ostatnie sekundy filmu, jawi się jako najistotniejsza ofiara i jednocześnie bohater konfliktu.


Kto czeka?
Ziemia niczyja jest filmem o konflikcie i choć łamie konwencje hollywoodzkiego kina wojennego, podstawowej zasady gatunku, wbrew pozorom, nie potrafi się wyzbyć. Widz chce odczuwać komfort identyfikacji z jedną ze stron, opowiedzieć się za konkretną opcją i do końca jej kibicować jak na widowisku sportowym. Przeglądając artykuły na temat filmu w polskiej prasie, ma się wrażenie, że reżyserowi udało się zbudować ponad jedną i drugą stroną konfliktu most, po którym dumnie kroczy hasło film antywojenny.

 Piotr Wojciechowski na łamach Przekroju napisał: [Tanović] W jednym z wywiadów powiedział otwarcie, na czym polega krzywda: „Mocarstwa zachodnie uważają, że ocaliły nasz kraj, i nie chcą zobaczyć tego, co tam się naprawdę dzieje… Traktuje się agresora na równi z ofiarą… Napaść na naród bośniacki przez Serbów i Chorwatów jest faktem historycznym… Wrzuca się do jednego worka z napisem >> dzikusy<< Serbów, Bośniaków i Chorwatów… Kiedy przybyły siły pokojowe, okazało się, że znalazły się tu, by ONZ mogła zachować twarz, a nie ocalić nas od złego…”. Takiego nastawienia nie ma w filmie. Reżyser, chociaż sam walczył jako 20-lteni ochotnik (z kamerą amatorską w żołnierskim plecaku), potrafi na tyle uciszyć swoje serce, aby zrobić film do przyjęcia także przez Chorwatów i Serbów, film oddający sprawiedliwość także dobrej woli żołnierzy ONZ. [2]
Dorota Jovanka Cirlić w wywiadzie z reżyserem zadaje pytanie: W filmie zachowuje Pan neutralność, a może raczej oskarża wszystkich o tragedię na Bałkanach. I strony walczące, i międzynarodowe siły pokojowe, i media. A jeśli wszyscy są winni, to tak naprawdę nikt nie musi czuć się winny. Widz sam musi rozstrzygnąć? [3] Na to pytanie sam Tanović odpowiada, że nie jest tak naprawdę neutralny, bo neutralność jest iluzją. [4]

Tadeusz Sobolewski na łamach wyżej cytowanego numeru "Gazety Wyborczej" pisze: […] Cziko i Nino – Bośniak i Serb – sportretowani bezstronnie, jednakowo sympatyczni. [5]

Powyżej zacytowane fragmenty są tylko wyborem, który reprezentuje pewną tendencję w interpretacji filmu. Mnożenie kolejnych przykładów, choć można ich znaleźć zdecydowanie więcej, nie wniesie niczego nowego. Przejdźmy zatem do przyjrzenia się temu jak sportretowana jest w szczególności strona bośniacka i serbska konfliktu, oraz dopełniająca obraz strona wojsk ONZ, mając na uwadze pytanie kto i na co czeka w filmie Tanovicia.


Kto pierwszy, ten lepszy…
Istotne wydaje mi się zwrócenie uwagi na to kto pierwszy pojawia się na ekranie. Z początkowo ciemnego obrazu wyłania się strona bośniacka. Bohaterowie okazywaną wobec siebie sympatią i poczuciem humoru zaskarbiają nasze względy. Nawiasem mówiąc żart jednego z wojaków – wyglądają oni bowiem bardziej na partyzantów niż zawodowych żołnierzy, a jedynym wojskowym atrybutem jest dzierżona w ręku broń – określa kondycję bośniackiej świadomości, która skupiona jest na tym co negatywne. Bohater wyjaśniając kolegom różnicę między optymistą i pesymistą mówi: Pesymista myśli, że nie może być gorzej. Optymista wie, że może być gorzej. Zapowiada to także tragiczne wydarzenia, które staną się ich udziałem o poranku. Strona bośniacka w rzeczywistości nie miała zawodowej armii, w odróżnieniu do przeciwników, walczyli cywile, którzy dostali do ręki broń. Fakt ten jednak powoduje, że są oni bardziej bliscy odbiorcy. Cenimy ich odwagę, patriotyzm i poświęcenie dla ideałów. Jest ich mała garstka i śpieszą z pomocą, gdyż jak się dowiadujemy są to bośniackie posiłki. Ponadto nasi bohaterowie są zagubieni we mgle, bezbronni, co również budzi nasze współczucie.


Wejście smoka…
Wkraczamy w główną część rozgrywającej się w przeciągu jednego dnia akcji. Jak już wcześniej wspomniałam ramy wyznacza wschód i zachód słońca na horyzoncie. Miejscem akcji będzie wojskowy okop znajdujący się na tzw. ziemi niczyjej, czyli zgodnie z militarną terminologią obszaru leżącego między pozycjami wrogich armii, niekontrolowanego przez żadną ze stron konfliktu. [6] O poranku mgła opada, a bohaterowie budzą się na otwartym polu tuż przed linią wroga. Nie zdążą oni wyrazić swojego przerażenia, gdy do akcji wkroczą wojska Serbów. W jaki sposób poznajemy drugich bohaterów, gdyż zgodnie z komentarzami o bezstronności portretowania stron, nie są oni przeciwnikami, jak na film wojenny przystało, lecz mamy mieć do czynienia równymi sobie przedstawicielami odmiennych opcji. Zza wzgórza najpierw wyłania się lufa czołgu, później mamy ujęcie przez celownik sapera, który mierzy prosto w czoło bośniackiego przewodnika i bez ostrzeżenia oddaje strzał. Na twarzach atakujących rysuje się zapalczywość. Kolejne ujęcia przez pryzmat celownika ze strony Serbów w pewnym sensie wartościują ich punkt widzenia, który później zestawiony będzie z neutralnymi zdjęciami przez lornetkę ze strony bośniackiej. Ponadto snajper strzela uciekającemu żołnierzowi w plecy, co powszechnie ma pejoratywny, niehonorowy wydźwięk. Gdy po zajściu kamera prowadzi nas do okopów na linii serbskiej, dowiadujemy się, że zdecydowali się oni na tak krwawą i jednoznaczną interwencję, nie podejmując próby odpowiedzenia na pytanie dlaczego oddział Bośniaków znalazł się przed nimi na otwartym polu. Nie rozważyli nawet wzięcia, w zasadzie bezbronnego oddziału, do niewoli. Zabicie tych ludzi miało tą samą rangę co polowanie na kaczki.


Obcy wśród swoich
Oddział serbski postanawia wysłać zwiadowców, by sprawdzili sytuację. Ponieważ nie ma ochotników dowódca wybiera na misję dwóch żołnierzy, starszego, doświadczonego, któremu przydziela nowego w oddziale Serba o imieniu Nino. Bohater scharakteryzowany jako niedoświadczony żołnierz, który jest pierwszy raz na linii frontu, podczas wspólnego posiłku siedzi w kącie na uboczu. Gdy razem z starszym żołnierzem przygotowują się do odprawy, podkreśla się u niego nieznajomość wojennych realiów. Całość obrazu mistrzowsko kwituje scena, w której Nino wyciąga rękę by przedstawić się swojemu towarzyszowi, lecz drugi żołnierz patrząc z pogardą, nie podaje mu dłoni. Biorąc pod uwagę fakt, że toczący się za chwilę spór w okopie między Bośniakiem i Serbem, ma być metaforą wojny bałkańskiej w mikroskali, stawia się przed nami ważne pytanie o to czy Nino, który jest obcy wśród swoich, może w ogóle reprezentować serbską stronę konfliktu. Moim zdaniem Tanović tym fortelem bardzo sprytnie wybrnął z problemu, w którym chcąc zachować iluzję obiektywizmu, miał za zadanie przedstawić Serbów, w podobnym świetle co swoich rodaków.
Brak szacunku dla zmarłych
Zwiadowcy docierają do okopu. Wiemy już, że z bośniackich posiłków ocalał Tchiki, który chowa się przed serbskim patrolem. Starszy żołnierz postanawia się zabawić. Ściąga z przedpola ciało jednego z Bośniaków, szykując morderczą niespodziankę dla tych, którzy chcieliby go pochować. Pod ciałem kolegi Tchikiego o imieniu Tsera podkłada odskoczną minę, która wybuchnie dopiero wtedy gdy ściągnie się z niej uprzednio położony ciężar. W negatywnym świetle ukazany jest tu brak szacunku Serbów do zmarłych. Dodatkowo fakt, że Nino nie jest przychylny pomysłowi i nie chce odbezpieczyć miny, pozwala nadal iść tropem jego wyobcowania. Mina, która stanie się punktem zainteresowania w dalszej części filmu, ma na sobie oznaczenie Made in E.U., co jest podkreśleniem hipokryzji państw zachodnich, zaopatrujących Bałkany w broń. Ukryty do tej pory Tchiki, co ważne z obawy o własne życie, postanawia interweniować i zabić wroga. Zabija starszego Serba i rani Nino. Podchodzi do rannego Serba mierząc do niego lecz go nie zabija. Negatywny obraz martwego Serba umocni się jeszcze, gdy Bośniak przeszukując jego kieszenie w poszukiwaniu mapy min natrafi na zdjęcie nagiego mężczyzny, które z obrzydzeniem odrzuci.



Brak szacunku dla życia
Dalszy rozwój wydarzeń przynosi realizację pomysłu Tchikiego na wyjście z impasu. Zmusza on Nino do wyjścia z okopu gdzie ten biega półnagi machając białą koszulką na znak kapitulacji. W tym przypadku znów mamy do czynienia z konfrontacją podejścia dwóch stron. Bośniacy obserwują wydarzenie przez neutralną lornetkę, Serbowie ostrzeliwują okop.



Milcząca racja Serbska
Dwaj mężczyźni chroniąc się przed ostrzałem rozpoczynają kłótnie na temat tego, kto rozpoczął wojnę. Dyskusja dwóch przedstawicieli odmiennych opcji jest jak wojna, konflikt powoduje u odbiorców potrzebę opowiedzenia się po jednej ze stron. W toczącej się na ekranie  polemice Bośniaka i Serba, argumenty drugiego wypadają wyjątkowo blado. Tchiki porównuje Serbów do Czerwonych Kmerów, którzy przemocą chcieli wprowadzić własną ideologię na terenie Kambodży, doprowadzając do ludobójstwa na szeroką skalę. Nino nie wprowadza po tym oskarżeniu żadnych kontrargumentów. Bośniak kieruje do towarzysza kolejne mocne słowa: Nie, wy jesteście pacyfistami. Wielka Serbia, aż po Pacyfik. Litości. Cały świat myśli tak jak ja. Ostanie zdanie brzmi nad wyraz mocno, łatwiej identyfikować się odbiorcy z poglądami większości. Jednak mocniejsza odpowiedź Nino: Jaki świat! Twój świat! Pokazujecie nasze spalone wioski i mówicie, że to wasze, spotyka się z odwróceniem uwagi od tych słów przez Bośniaka i skierowanie jej na leżący na minie problem. Tchiki mówi: I może teraz strzela moja strona? Wy jesteście święci! Daj sobie spokój! Nawet martwych nie zostawicie w spokoju. Znów brak sensownej odpowiedzi u Serba powoduje, że szala przechyla się na stronę Bośniaka, który atakuje dalej. Na argumenty o plądrowaniu, zostawianiu min pod trupami, zabijaniu, gwałceniu i podpaleniu wioski Tchikiego, w odpowiedzi słyszymy pusto brzmiące zdania: Nie widziałem nic z tych rzeczy, o których mówisz. […] Nie wiem mnie tam nie było. Odnosi nas to do wcześniej poruszanej myśli, że Nino nie może reprezentować Serbskiej strony i jakakolwiek sympatia do niego może zaistnieć dzięki wyizolowaniu z własnego obozu. W dalszej części kłótni Bośniak podkreśla swój patriotyzm mówiąc o pięknym kraju za zniszczenie, którego odpowiadają w jego opinii Serbowie. Pod koniec Nino podnosi wreszcie kwestię jednej z głównych motywacji Serbów do interwencji zbrojnej, czyli ogłoszenie niepodległości Bośni i Harcegowiny wbrew woli niemalże polowy jej serbskich mieszkańców. Spór jednak ucina wymierzenie przez zniecierpliwionego Tchiki’ego broni w skroń Serba, pod naciskiem czego ten zmuszony jest przyznać, że to jego strona rozpoczęła wojnę.


Coś się zmieni, gdy martwi powstaną z grobów…
Kiedy posiłki bośniackie zostają ostrzelane przez serbską artylerię, po stronie bośniackiego oddziału w odpowiedzi na rozkaz meldowania o tym gdy coś się zmieni, pada ironiczne zdanie: Coś się zmieni, gdy martwi powstaną z grobów. Zgodnie z zapowiedzią wiele zmienia się w przebiegu wydarzeń, kiedy w ok. 30 minucie filmu okazuje się, że przyjaciel Bośniaka, Tsera żyje. Po pierwsze zmieniają się proporcję sił. Po drugie Tchikiego będziemy widzieć teraz przez pryzmat solidarności i przyjaźni z kolegą. Po trzecie dramatyczna sytuacja Tsery powoduje, że nie sposób mu po ludzku nie współczuć. Uczestniczymy w jego tragedii aż do końca filmu. Gdy uznany za martwego Bośniak budzi się, krzyczy do Tchikiego, żeby zabił Serba, ale bohater kwituje to słowami: Nie. My nie jesteśmy tacy jak oni. Jego plan przewiduje humanitarne wzięcie Nino jako zakładnika do własnego obozu pod osłoną nocy. Mimo tego, że Tchiki postanowił go oszczędzić Serb w ramach wdzięczności, wykorzystując nieuwagę bohatera opiekującego się przyjacielem, sięga po broń i mierzy w przeciwnika przejmując kontrolę. Sama chęć przejęcia spraw w swoje ręce nie dziwi, lecz okoliczności w jakich się to stało zapadają w pamięć. Strona bośniacka jest portretowana jako bardziej wrażliwa, ludzka, współczująca, mająca szacunek dla ludzkiego życia, solidarna i znająca wagę przyjaźni. Bośniacki żołnierz czytając gazetę jest szczerze przejęty tym co się w tym czasie działo w Rwandzie, gdzie również trwały bardzo krwawe walki pomiędzy mieszkańcami jednego państwa. Jest to również w pewnym sensie rozpoczęcie wątku sił międzynarodowych, które oskarża się o bierność wobec ludobójstwa zarówno w Rwandzie jak i na Bałkanach.

Na tym etapie fabuły trzeba jednak oddać słuszność również faktowi, że od czasu przebudzenia się Tsery, Nino kilkakrotnie pokazał się z dobrej strony; podłożył mu pod głowę plecak, poczęstował papierosem. Chciał również przedstawić się Tchikiemu, lecz ten zdusił szczere chęci, traktując go jak wariata, który nie rozumie, że następnym razem będą się widzieć przez celownik karabinu.



Bierni obserwatorzy
Po tych wydarzeniach zostawiamy naszych bohaterów, a cały ciężar akcji przenosi się na nieudolne działania sił międzynarodowych. Kapitan Dubois dowodzący akcją UNPROFOR pokazany jest w bezpiecznej siedzibie w Sarajewie, pochłonięty oglądaniem pism pornograficznych. Jego przełożony pułkownik Soft przebywający w eleganckiej siedzibie UNPROFOR w Zagrzebiu, bagatelizuje wagę życia dwóch obywateli Bośni i Harcegowiny jako nie wartych podjęcia ryzyka przez wojska ONZ. Na jego biurku znajduje się nierozegrana partia szachów, które są bardzo częstą metaforą obrazującą udział głównego dowództwa w sprawach konfliktu, podkreślająca jego oddalenie od problemów i traktowanie życia ludzkiego na równi z pionkami na szachownicy, gdzie liczy się wynik, a nie poszczególne straty. Negatywny wymiar postaci Softa jest spotęgowany poprzez postawienie u jego boku seksownej sekretarki, która podobnie jak gazeta pornograficzna w poprzednim obrazie banalizuje  rolę ONZ na Bałkanach. Siły pokojowe ONZ pokazane są tutaj w najbardziej krzywym zwierciadle, a przeciwwagą dla ogólnego obrazu jest, podobnie jak w wypadku strony Serbskiej, wyizolowana jednostka. Mowa tutaj o francuskim sierżancie o imieniu Marchand. Zniechęcony przyjmowaniem postawy biernego obserwatora żołnierz, ryzykując własną karierę w armii, podejmuje działania na własną rękę aby ocalić ludzi uwięzionych na ziemi niczyjej. Obnaża on obłudę swojego dowództwa, ale i ostatecznie ponosi klęskę. Pozbawia widzów złudzeń pozostawiając za sobą mocno krytyczny obraz sił ONZ, na którego tle był pozytywnym wyjątkiem. Najbardziej dobitny wydźwięk ma zorganizowanie dramatycznej mistyfikacji na końcu filmu, po której wszyscy opuszczają miejsce akcji, zostawiając człowieka-kraj na minie, która nieuchronnie wybuchnie. Mydlenie oczu międzynarodowej opinii publicznej i obojętność wobec problemu, choć tak by się wydawało, nie jest jeszcze najgorszym zarzutem wobec sił międzynarodowych. Gwoździem do trumny zachodu jest fakt, że pułkownik Soft na koniec rozkazuje poinformować obie strony, że ta druga zamierza dostać się do okopu, w którym miała miejsce akcja. W tej sytuacji wykrzyczane przez pułkownika słowa: Naszym zadaniem jest szerzyć pokój, brzmią wyjątkowo obłudnie, by nie powiedzieć tragicznie. Okazuje się, że międzynarodowa interwencja to jedynie gra pozorów. Akcja filmu toczy się w 1993 r. podczas rozmów na temat Bośni i Harcegowiny w Genewie. Dopiero później bardziej zdecydowane działania ofensywne sił międzynarodowych stały się faktem i ostatecznie osłabiając przewagę Serbów, doprowadziły do zawarcia pokoju w 1995 r. w amerykańskiej bazie wojskowej w Dayton.


Dramatyczny finał
Gdy siły pokojowe pod przewodnictwem działającego na własną rękę sierżanta Marchanda po raz pierwszy zmierzają do okopu, warto odnotować fakt w jaki sposób mijają barykadę Serbską, a jak Bośniacką. Jest to miejsce w diegezie, w którym reżyser po raz kolejny dał wyraz swoim poglądom. Dowódca Serbów jest leniwym, niezbyt inteligentnym grubasem, który nie zna żadnego języka obcego, przez co nie może się porozumieć z siłami UN. Jego głupawy podwładny nie wykazuje się inteligencją, na wszystkie pytania ze strony Francuza odpowiadając: yes, yes. W opozycji do tego obrazu rysuje się sytuacja na przejściu bośniackim. Bośniacy przyjaźni, uśmiechnięci, nie robią żadnych problemów z przejazdem, komunikatywnie posługują się angielskim. Wojciech Kuczok w "Tygodniku Powszechnym" skomentował to w ten sposób: To bodaj jedyny raz, kiedy Tanović folguje drobnej złośliwości […]: bośniacka barykada bezproblemowo daje zgodę na przejazd, natomiast dogadanie się z Serbami trwa nieco dłużej, bo nikt tam ni w ząb nie zna języków zachodnich, do tego wojacy wyglądają i zachowują się jak znużeni stadionowi debile w przerwie międzyrozgrywkowej. [7]

Po przebrnięciu przez barykady i uzyskaniu zgody obu stron na wstrzymanie ognia samowolna misja francuskiego sierżanta sięga celu. Okazuje się jednak, że ze względu na rozkaz przełożonych o wycofaniu, nie mogą oni nic zrobić. Jedyną propozycją jaką mogą złożyć uwięzionym w okopie jest zabranie Tchikiego i Nino. Bośniak ze względu na solidarność z kolegą nie zamierza go zostawić i przemocą powstrzymuje przeciwnika raniąc go strzałem w nogę. Działanie Tchikiego zostaje jednak przed widzami uzasadnione. Bośniak po pierwsze ostrzega Nino, a po drugie robi to z obawy, że gdy tamten opuści okop strona serbska wznowi ostrzał. Serb odgraża się, że zabije go za to. Po upływie jakiegoś czasu, gdy misja pokojowa znów jest w drodze, Nino ponownie niehonorowo wykorzystując nieuwagę przeciwnika, który zajmuje się leżącym na minie kompanem, atakuje go jego własnym nożem. Mężczyźni zostają w ostatniej chwili rozdzieleni przez siły UNPROFOR, lecz w Tchikim narasta nienawiść, która da swoje ujście w tragicznym finale filmu. Motywacje agresywnych działań Bośniaka są jednak ciągle wyciągane przed oczy widza. Zanim Tchiki zabije Serba, rzuca mu pod nogi nóż, którym tamten próbował go zabić. Działa to na zasadzie rycerskiej rękawicy, Bośniak krzyczy: Chciałeś mnie zabić moim własnym nożem? Czy tak mi dziękujesz? Kiedy Nino chcąc chronić własne życie, sięga po broń stojącego obok żołnierza UN, Tchiki strzela. Serb pada a Bośniaka zabija żołnierz UN. Śmierć Tchikiego pokazana jest patetycznie w zwolnionym tempie, podczas gdy Serbowi kamera nie poświęca uwagi. Dodatkowo waga śmierci Bośniaka podkreślona jest przez więź z przyjacielem, który po strzałach z żalem w głosie wypowiada jego imię. Po tym zdarzeniu pułkownik Soft, Dubois i nieodłączny atrybut Softa – seksowna sekretarka, odchodzą i odwracają się plecami. Kwituje to stosunek sił międzynarodowych do tragedii mającej miejsce w Bośni i Harcegownie.


Nie można pozostać neutralnym w obliczu mordu. Nie robienie niczego jest jakimś wyborem.
Bośniacy w filmie mają dość wojny, prowadzą ją z konieczności, gdyż zacięta strona Serbska nie ustępuje. Bohaterowie Tanovicia chcą zakończenia wojny i pokazują ogrom tragedii i bezsens wzajemnego mordowania się, lecz nie mówi się w filmie o przyczynach ataku bośniackich Serbów, a ład ma być zaprowadzony na Bośniackich warunkach. Jedyny aktywny członek wojsk UN wypowiada słowa, które później relacjonuje w wiadomościach dziennikarka, dodając im wagi zasady obiektywizmu pracowników światowych mediów: Nie można pozostać neutralnym w obliczu mordu. Nie robienie niczego jest jakimś wyborem, a nie byciem neutralnym. Reżyser poprzez swoich bohaterów mówi, że strona rozjemcza konfliktu by go zakończyć, zmuszona jest opowiedzieć się po jednej ze stron, gdyż bycie neutralnym nie przynosi żadnych efektów. Słowa te warto zestawić z wypowiedzią bośniackiego członka Prezydium, które na mocy porozumień w Dayton, rządzi Bośnią i Harcegowiną (po jednym z przedstawicieli Bośniaków, Chorwatów i Serbów). Chodzi tu o wypowiedź Harisa Silajdżicia, w kontekście oskarżeń i rozczarowania unijnego komisarza do spraw rozszerzenia UE – Olli Rehna, o negatywną postawę rządu Bośni i Harcegowiny, który nie potrafi się porozumieć co do wprowadzenia podstawowych reform dających krajowi możliwość kandydowania do członkostwa w Unii Europejskiej. Silajdżić powiedział: To neutralne podejście nie pomaga, ponieważ nie jest ono neutralne - służy tym, którzy powstrzymują rozwój Bośni. Niemożliwe jest neutralne podejście - mamy tu do czynienia z bardzo poważną sytuacją. [8]

Warto też wspomnieć, że Tanović bardzo niechętnie odnosi się do porównań z innym znanym reżyserem pochodzącym z Sarajewa Emirem Kusturicą, który uznany jest przez swoją ojczyznę za zdrajcę, oszczędzając w swych filmach z kolei stronę Serbską. Za nakręcenie Undergroundu w Belgradzie oraz poprzez odczytanie jego metafor w specyficznie politycznym kluczu, Kusturica zyskał przydomek nowej Riefenstahl na usługach Karadżicia [9]. Tadeusz Sobolewski napisał: […] Jednak reżyser „Undergroundu”, realizowanego w Belgradzie, był posądzany o stronniczość. Tanović staje o stopień wyżej, ogarnia całość sytuacji gryzącą ironią. [10] Czy chodzi jednak o specyficzne poczucie humoru obecne w filmie Tanovicia, czy raczej o opowiedzenie się po mniej kontrowersyjnej ze stron, która aktem ogłoszenia niepodległości, odcięła się od komunistycznej przeszłości, traktowanej przez zachód jak zarazę.

Na koniec chciałabym zaznaczyć, że moim celem nie było umniejszenie wagi zbrodni bośniackich Serbów podczas konfliktu, czy też bynajmniej ocena wymowy ideologicznej filmu. Chciałam tylko poddać w wątpliwość powszechnie opiewany obiektywizm reżysera Ziemi niczyjej. Wydaje się bowiem, że na wojnie rządzi kałasznikow, na planie filmowym zaś ten, kto trzyma kamerę, sterując uwagą odbiorcy.



[1] http://www.gutekfilm.pl/ziemia-niczyja/ziemia.html
[2] P. Wojciechowski, Tylko kałasznikow ma rację, „Przekrój” 2002, nr 35, s. 64-65.
[3] D. Jovanka-Cirlić, Wszystko o wojnie, „Gazeta Wyborcza” 2002, nr 2002, s. 9.
[4] ibidem
[5] T. Sobolewski, Bośniacka Eroica, „Gazeta Wyborcza 2002, nr 2002, s. 10.
[6] http://pl.wikipedia.org/wiki/Ziemia_niczyja
[7] W. Kuczok, Pojedynek na minie, „Tygodnik Powszechny” 2002, nr 36, s. 14.
[8] http://www.money.pl/archiwum/wiadomosci_agencyjne/pap/artykul/ke;bosnia;musi;sie;reformowac;lub;zapomniec;o;czlonkostwie;w;ue,42,0,376106.html 
[9] http://wyborcza.pl/1,75475,2476850.html
[10] T. Sobolewski, op. cit., s. 10.
  
     

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz