sobota, 24 lipca 2010

To, co nadaje sens życiu, nadaje także sens śmierci. Recenzja filmu 'Samotny mężczyzna' Toma Forda

Don't know why, there's no sun up in the sky
Stormy weather, since my man and I ain't together
Keeps raining all the time
Life is bare, gloom and misery everywhere
Stormy weather, just can't get my poor old self together
I'm weary all the time, the time, so weary all of the time
[Stormy weather, tekst: Harold Arlen and Ted Koehler, wykonanie: Etta James]

Czuję się jakbym tonął, brak mi tchu

Film Toma Forda rozpoczyna się od  rozmytego obrazu nagiego ciała mężczyzny, które zdaje się  tonąć w mętnej, wodnej otchłani. Reżyser dość szybko pozwala nam rozpoznać w tym człowieku głównego bohatera – George’a Falconera. Ten motyw z czołówki, który w filmie powraca jak refren, ilustruje kondycję George’a. Bohater funkcjonuje jakby na granicy życia i śmierci.
 
   
George Falconer jest starzejącym się profesorem literatury, który cierpi po stracie swojego wieloletniego partnera. Zaczynamy mu towarzyszyć w chwili, gdy bohater budzi się ze snu. Jest to moment, w którym powraca do niego świadomość istnienia, ale jednocześnie sposób ujęcia nagiego ciała George’a w łóżku, przypomina obrazy martwych ciał w kostnicy. Zanim bohater otworzy oczy, na ekranie widzimy fragment jego snu, przedstawiający estetyzowany obraz wypadku samochodowego, w którym zginął jego partner Jim (Matthew Goode). Obraz ten nie przypadkowo wprowadza nas w fabułę filmu, śmierć Jima stanowi bowiem newralgiczny moment w życiu George’a. W jego wyniku życie bohatera straciło sens, zszarzało, wyblakło. Po stracie Jima, George budząc się z bólem musi stwierdzić, że nadal tu jest, istnieje, ale jego egzystencja to codzienny trud odgrywania roli, do której nie ma już motywacji. Bohater mówi do siebie: Musisz jakoś przeżyć ten dzień. To nieco melodramatyczne, ale z drugiej strony, mam złamane serce. Czuję się jakbym tonął. Brak mi tchu. 


Samotny mężczyzna to wspaniały spektakl emocji, daleki od ckliwości
i sentymentalizmu. Wysmakowany, przemyślany, elegancki i prawdziwy. Nie jest to rzewna historia nieszczęśliwego geja, lecz obraz o tym, że pustki po stracie bliskiej osoby nie da się wypełnić. Colin Firth znakomicie pokazał ból trawiący bohatera, który skrywany jest za maskami i pozami, mającymi chronić George’a. Powściągliwa i nienachalna ekspresja ciała aktora oddaje charakter granej postaci, jej rozdwojenie pomiędzy skrupulatnie budowanym wizerunkiem, pełnym spokoju i opanowania, a ukrytymi pod powierzchnią emocjami. Paradoksalnie ten dystans i brak dosłowności, czyni dramat bohatera dotkliwie czytelnym.

W momencie, w którym poznajemy George’a, bohater postanawia, że ten dzień będzie inny. George decyduje się raz na zawsze uwolnić się od przeszłości. Choć moglibyśmy po takiej zapowiedzi napisać bardziej optymistyczne scenariusze, bohater wyjmuje z szuflady pistolet i z właściwym sobie spokojem i graniczącą z pedantyzmem dokładnością, załatwia ostatnie sprawy (włącznie z pozostawieniem wytycznych, by zawiązać przygotowany krawat w podwójny węzeł windsorski). Jednak ciągle coś lub ktoś przeszkadza mu w realizacji zamierzenia.

Ford porusza trudny temat (bohaterowi towarzyszą myśli o śmierci), jednak portretuje jego zmagania z życiem z dystansem i nie bez dozy humoru. Mistrzowska jest scena, w której George, w różnych pozycjach i miejscach, mierzy do siebie z pistoletu przy dźwiekach słynnej arii Ebben? Ne andrò lontana z opery Alfredo Catalaniego La Wally. Tytułowa bohaterka opery również decyduje się popełnić samobójstwo, kiedy widzi jak ginie jej ukochany. Jest to jedna z najbardziej pamiętnych operowych śmierci, ponieważ bohaterka rzuca się prosto w schodzącą z gór lawinę. Jest ona trudna do zainscenizowana, tak samo jak dla George’a problematyczne okazuje się pociągnięcie za spust.

Pierwszy raz w życiu nie wyobrażam sobie przyszłości. Każdy dzień widzę jak przez mgłę

Uczucia i wzruszenia postaci malowane są na ekranie nie tylko poprzez znakomitą grę aktorską – Ford zdecydował się również na wykorzystanie koloru jako nośnika emocji. Oddając przygnębienie bohatera, obraz przez większość czasu  jest komponowany przy użyciu zimnych, wyblakłych barw. Jednak są momenty, kiedy rozgrzewają się niemal do czerwoności, stają się intensywne. To krótkie mgnienia zachwytu otaczającą rzeczywistością, którym udaje się pokonać apatię bohatera. W ten sposób podkreśla się też te rzadkie momenty, kiedy komuś udaje się przebić zewnętrzną skorupę okrywającą George’a, pozwalając na nawiązanie prawdziwej, nadającej życiu sens, więzi między dwojgiem ludzi. Zabieg ten wydał mi się bardzo ryzykowny ze względu na swą dosłowność, zbyt wyraźne przechodzenie tonów, czasem nawet w obrębie jednego ujęcia. Jest uzasadniony, tworzy pewną aurę, nie pozwala przejść obojętnie wobec zmian temperatury emocji, jednak w moim przekonaniu nie był on konieczny i może być drażniący.  Błysk w oku, delikatne drgnięcie kącików ust Firtha z pewnością byłby wystarczająco sugestywne.

Strach jest powodem prześladowania mniejszości. […]Mniejszości to zwykli ludzie. Tacy jak my.

Samotny mężczyzna powstał na podstawie książki Christophera Isherwooda, amerykańskiego pisarza, który był zdeklarowanym homoseksualistą i otwarcie poruszał ten temat w swoich książkach (co na ówczesne czasy wcale nie było naturalne i powszechne; powieść A Single Man powstała w 1964 r.). Sam reżyser również pozostaje w stałym związku z Richardem Buckley’em, któremu zresztą w napisach końcowych dedykuje film. Jednak bohater filmu nie jest przede wszystkim gejem, jest cierpiącym człowiekiem. Tom Ford w wywiadach podkreśla, że nie definiuje siebie poprzez pryzmat seksualności. Jeżeli miałby stworzyć listę cech określających go jako osobę, bycie gejem z pewnością nie znalazłoby się na jej szczycie. Bohater kreowany przez Firtha jest właśnie taką postacią, która w pełni akceptuje siebie, a jego seksualność jest czymś naturalnym, nie stanowiącym problemu. Często filmy, w których pojawiają się postaci o homoseksualnej orientacji seksualnej, są głównie nastawione na transgresyjność i przełamywanie społecznego tabu. Są one najczęściej tak skupione na walce z dyskryminacją, że bohaterowie historii tracą indywidualne, ludzkie rysy, pozostając jedynie pojemnikiem na postulaty i hasła wytaczające wojnę homofobii. Samotny mężczyzna skupia się nie na tym co inne, ale na tym, że inny to każdy z nas. Nawet jeśli istnieje jeszcze potrzeba walki z nietolerancją i przełamywania społecznych fobii, film Forda lepiej pokazuje irracjonalne podłoże strachu przed innością, niż obrazy przybierające strukturę manifestacji, z szeroko rozpostartymi transparentami.


Nie można jednak powiedzieć, że film Forda nie dotyka problemu dyskryminacji
i szykanowania homoseksualistów, temat ten współtworzy tło wydarzeń. Lata 60. wymagają zarysowania takich kontekstów, by takie okoliczności, jak brak zgody rodziny na udział Georgea w pogrzebie najbliższej mu osoby, jego dbanie o to, by nie demonstrować publicznie swojej seksualności, były klarowne dla współczesnego odbiorcy. Dopiero w latach 70. na fali rewolucji seksualnej i kontrkulturowej burzy rozpoczęła się problematyzacja seksualności, która między innymi spowodowała reinterpretację pojęcia homoseksualizmu i próby stworzenia pozytywnego wizerunku środowiska homoseksualnego, mającego walczyć z dotychczasową społeczną dyskryminacją. Troszeczkę rażą zbyt stereotypowe, karykaturalne obrazy amerykańskiej rodziny. Mocno podkreślana jest fasadowość, która zdaje się ukrywać brak prawdziwej więzi między członkami rodziny. Sąsiedzi Georgea, małżeństwo z trójką dzieci, są właśnie takim modelem american family, który jest przeciwstawiany związkowi bohatera z Jimem. Wiecznie uśmiechnięta żona dbająca o dom, mąż wychodzący codziennie do pracy, dzieci pijące Coca-colę i śpiewające piosenki z telewizyjnych reklam – taki obraz w oczach George’a zdaje się nie mieć zbyt wiele do zaoferowania. Kiedy przyjaciółka Charley (Julianne Moore) pyta go, czy nie chciałby prawdziwego związku z żoną i dziećmi, cała jego postać zdaje się krzyczeć, że takiej więzi jaka łączyła go z Jimem, nie byłaby w stanie zapewnić mu żadna normalna rodzina. Taka normalna rodzina reprezentowana jest filmie właśnie przez fasadowych sąsiadów, samotną Charley, którą zostawił mąż, karykaturalny obrazek rodziny przyjaciela z pracy, budującej schron przed sowieckim atakiem jądrowym.


Poza samą warstwą fabularną, film Forda, poprzez dobór obsady porusza jeszcze jeden problem związany z reprezentacjami bohaterów homoseksualnych w kinie. Colin Firth po przyznaniu mu nominacji do Oskara za rolę homoseksualnego profesora, sam skomentował wciąż niepokojącą tendencję, że Hollywood lubi chwalić heteroseksualnych aktorów za odwagę zagrania geja. Wystarczy przypomnieć nominacje do Oskara dla Heatha Ledgera i Jakea Gyllenhaala za role w filmie Tajemnice Brokeback Mountain, czy przyznanie nagrody dla Seana Penna za kreowaną przez niego postać w Obytwatelu Milku. Jednak reguła ta działa tylko w jedną stronę. Zdeklarowany gej nie otrzyma już tak łatwo roli postaci heteroseksualnej. Rock Hudson z powodzeniem grywał amantów w filmach Douglasa Sirka, jak również ikony męskości licznych westernach czy filmach wojennych, jednak do końca ukrywał fakt bycia homoseksualistą. Rupert Everett był dyżurnym amantem filmowym, dopóki nie ujawnił swojej orientacji, po czym publicznie odradzał to innym aktorom. Obrazuje to nadal istniejące w środowisku filmowym bariery i przesądy w kwestii seksualności.

Dopięte na ostatni guzik. Ameryka lat 60.

Samotny mężczyzna jest debiutem filmowym Toma Forda, który dotychczas
z powodzeniem projektował ubrania. Jako kreator mody zdobył bardzo wysoką pozycję
i uznanie. W swoim filmie zajmuje się projektowaniem świata przedstawionego i jak sam przyznaje, te dwie branże, wbrew pozorom, nie są wcale takie odległe. W filmie Forda każdy szczegół scenografii, czy kostiumów jest doskonale dopieszczony i wypolerowany. Widać, że odtwarzanie realiów Ameryki lat 60., było dla reżysera dużą przyjemnością. Możemy nawet powiedzieć o przesadnym dbaniu o detale, wszystko w filmie błyszczy, ładnie się komponuje i bardzo atrakcyjnie wygląda.

Ze stylizowanego radia, wbudowanego w przepiękną, drewnianą deskę rozdzielczą błyszczącego Mercedesa Georgea, płyną pełne niepokoju informacje o kryzysie kubańskim. To tło polityczne jest w filmie o tyle ważne, że podkreśla dodatkowo izolację bohatera od świata zewnętrznego. George nie ulega powszechnej panice, która paraliżowała wówczas społeczeństwo amerykańskie. Wynika to z jego prywatnego dramatu, ale także z rozczarowania amerykańską kulturą. George w rozmowie z Charley mówi: Wszystko jest jakieś otępiałe, nie po to przyjeżdżałem do Ameryki. Nastąpiło całkowite załamanie kultury.


Ford przedstawiając w swoim filmie lata 60. sięga również po amerykańskie ikony, które stworzyli aktorzy tamtego okresu. Mamy przyjaciółkę młodego studenta – Lois, która wygląda jak Brigitte Bardot, młodego Hiszpana Carlosa, którego matka fryzjerka ostrzygła na Jamesa Deana, ogromny plakat przedstawiający Janet Leigh z Psychozy Hitchcocka, czy w końcu skorpiona sąsiadów, którego nazwali Charlton Heston na pamiątkę jego roli w Ben Hurze Williama Wylera.


Wszystko to kreuje nieco stereotypowy, momentami karykaturalny obraz Ameryki, ale w gruncie rzeczy jest on tylko tłem dla dramatu rozgrywającego się w głowie głównego bohatera. Jest to wyestetyzowany, dopracowany świat w stylu glamur, jednak mimo wszystko bardzo ładnie prezentuje się na ekranie i nie można odmówić mu uroku.

Samotność

George Falconer jest samotny nie tylko dlatego, że bezpowrotnie odeszła najbliższa mu osoba. Powodem jego odosobnienia jest to, że jest Anglikiem w Los Angeles. Jest gejem żyjącym w patriarchalnym, heteroseksualnym społeczeństwie. Jest odosobniony dlatego, że jego introwertyczna natura zamyka go w ochronnym pancerzu i każe samemu zmagać się z cierpieniem.

Jim był dla niego nie tylko partnerem, z którym dzielił mieszkanie i życie, był przede wszystkim jego dopełnieniem. Bohaterowie od początku są charakteryzowani jako przeciwieństwa. Jim wstawał o świcie z uśmiechem, George nie lubił poranków, które przypominały mu, że zawsze jest to dzień później niż wczoraj, dzień bliżej śmierci. Jim był nowoczesny, bezkompromisowy, wesoły, nieco swawolny, żyjący chwilą. Postać grana przez Firtha wręcz przeciwnie – powściągliwa, akceptująca konwenanse, poukładana, nieco pesymistyczna, spięta. Kiedy w jednej z retrospekcji bohaterowie siedzą na kanapie czytając, Jim ma w rękach Śniadanie u Tiffany’ego Trumana Capote (nie bez znaczenia jest tu homoseksualna orientacja pisarza), George natomiast Przemiany Kafki, które partner podsumowuje jako kolejne dobijające bzdety. Tematem opowiadania Kafki jest właśnie alienacja i wyobcowanie człowieka. Z takiego przeciwstawienia wynika, że bohater potrzebował Jima nie tylko jako kochanka, współtowarzysza, ale także jako osobę wprowadzającą radość, ożywczy promyka słońca, który rozjaśniał barwy jego życia. Jedyne chwile, dla których warto żyć, to te rzadkie momenty, gdy się jest naprawdę blisko z drugim człowiekiem [George Falconer].

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Bardzo udana recenzja. Szkoda, że na filmwebie nie spotyka się takich wartościowych tekstów.
Wyrazy uznania dla autora.

Anonimowy pisze...

Zgadzam się z moim poprzednikiem - doskonała recenzja pięknego, głębokiego filmu.

Prześlij komentarz